czwartek, 28 marca 2019

Wybuch II wojny światowej (1-11 września 1939)


   Rok 1939 w dziejach Europy, ale przede wszystkim Polski jest symbolem bodajże największej tragedii. Wybuch II wojny światowej spowodowany agresją III Rzeszy Niemieckiej na Rzeczpospolitą Polską, zaczyna bowiem okres sześciu lat, w ciągu których zginęło bardzo wielu żołnierzy a jeszcze więcej cywilów. To w tym okresie ludobójstwo przybrało całkiem nowy, potworny i niespotykany na taką skalę wymiar.
   Traktaty pokojowe zawarte po I wojnie światowej w bardzo wąskim stopniu załagodziły sprzeczności pomiędzy poszczególnymi państwami. Traktat Wersalski podpisany 28 czerwca 1919 roku, dzięki któremu Polska powróciła na mapę Europy, ewidentnie ugodził w interesy Niemiec oraz Związku Radzieckiego. To właśnie był jeden z pierwszych zgrzytów, na jaki narażone zostały społeczeństwa Niemiec i Polski, którym przyszło wspólnie funkcjonować w nowej rzeczywistości. Tereny uznane jako „niemieckie”, w tym właśnie Ziemia Chełmińska znalazły się w granicach państwa polskiego i mniej uprzywilejowana dotychczas grupa „polska”, nagle zaczęła mieć decydujący głos. Niemcy natomiast stali się mniejszością narodową. Animozje sięgnęły więc już początkom II Rzeczypospolitej, a ich natężenie zwiększało się sukcesywnie po roku 1930.
   Zarówno III Rzesza jak i Związek Radziecki zyskali charyzmatycznych przywódców, którzy od początku mieli bardzo duże ambicje terytorialne. Józef Stalin dążył do wywołania wojny pomiędzy Niemcami, a krajami zachodnimi licząc, iż wykrwawionym tym konfliktem państwom szybko narzuci reżim komunistyczny. Adolf Hitler z kolei spoglądając pożądliwym okiem w kierunku krajów Europy Zachodniej musiał zapewnić sobie bezpieczeństwo przy wschodnich granicach III Rzeszy. 23 sierpnia 1939 roku doszło więc do podpisania pomiędzy tymi przywódcami paktu o nieagresji określanego od nazwisk ministrów spraw zagranicznych „Ribbentrop-Mołotow”. Pakt ten zawierał tajną klauzulę określając strefy wpływów obu państw na terenie Europy środkowo-wschodniej. De facto oznaczało to plan IV rozbioru Polski.
   Koncentracja wojsk niemieckich w bezpośrednim sąsiedztwie granic Polski ostatecznie rozwiała wszelkie wątpliwości. Wystąpienie zbrojne stało się już tylko kwestią czasu. Mimo, iż w kraju od lipca prowadzone były ćwiczenia rezerwistów to pełna, powszechna mobilizacja nastąpiła dopiero pod koniec sierpnia. Pod koniec lipca również Jerzy Dąmbski jako podporucznik rezerwy został wezwany na ćwiczenia wojskowe 18 Pułku Ułanów Pomorskich w Grudziądzu. 26 sierpnia 1939 roku Pułk pod dowództwem pułkownika Kazimierza Mastalerza wszedł w skład Zgrupowania „Chojnice”, którego zadaniem było patrolowanie, rozpoznanie i ewentualna obrona północno-zachodnich granic Polski przebiegających w sąsiedztwie Chojnic. Również pozostałych mieszkańców wsi nie ominęła mobilizacja. Tak wspomina to Krystyna Dąmbska, córka Jerzego Dąmbskiego: Widziałam jak w kierunku pobliskiej stacji kolejowej wyruszyła grupka mężczyzn i chłopaków wiejskich. Odprowadzały ich zapłakane kobiety (…) Na przydrożnym drzewie widniało ogłoszenie „Mobilizacja”.
   1 września 1939 roku, bez oficjalnego wypowiedzenia wojny, wojska niemieckie przekroczyły o świcie granice Rzeczypospolitej, praktycznie na całej jej zachodniej, południowej i północnej długości. Niemiecki plan ataku na Polskę przewidywał wojnę błyskawiczną, której celem miało być  przełamanie polskiej obrony, a następnie okrążenie i zniszczenie głównych sił przeciwnika. Wojska niemieckie miały przeprowadzić koncentryczne uderzenie ze Śląska, Prus Wschodnich i Pomorza Zachodniego w kierunku Warszawy. Przygotowując plany obrony dowództwo polskie nie przesunęło wojsk na linię Narwi, Wisły i Sanu, z punktu widzenia wojskowego najkorzystniejszą, ale zgrupowało większe siły w rejonach przygranicznych. Zdecydowano się na takie posunięcie z powodów politycznych. Nie chciano bowiem oddawać bez walki Pomorza i Śląska, obawiając się, że Niemcy po zajęciu tych terenów zakończą działania militarne oświadczając, iż naprawione zostały w ten sposób „krzywdy” wyrządzone przez Traktat Wersalski. 
Agresja III Rzeszy na Rzeczpospolitą w dniu 1 września 1939 roku.
   O świcie 1 września 1939 roku na polskie linie obrony zostało skierowane natarcie niemieckiej 20 Dywizji Zmotoryzowanej pod dowództwem generała Mauritza von Wiktorina z XIX Korpusu Pancernego generała Heinza Guderiana. Natarcie zostało skierowane na Chojnice. Na południe od miasta znajdowały się stanowiska 18 Pułku Ułanów Pomorskich z Grudziądza. Dowódca Pułku pułkownik Kazimierz Mastalerz, po otrzymaniu rozkazu o kontrnatarciu uznał, że atak czołowy na nadciągające jednostki nieprzyjaciela jest niemożliwy. Postanowił więc, aby dwa szwadrony pułku obeszły skrzydło nieprzyjaciela. Około godziny 19:00 polskie oddziały wychodząc z lasu na wschód od miejscowości Krojanty, dostrzegły w niewielkiej odległości oddział niemiecki w odpoczynku. Był to II Batalion Zmotoryzowany 76 Pułku Zmotoryzowanego z wspomnianej 20 Dywizji. Natychmiast zapadła decyzja o wykonaniu szarży. Ułani w pełnym biegu dopadli wroga, siekąc szablami uciekających. Jednakże Niemcy szybko uporządkowali swoje szeregi i – kiedy szwadrony 18 Pułku w pościgu wpadły na rozległą polanę – ostrzelały je od strony Chojnic niemieckie samochody pancerne oraz granatniki, kładąc celny ogień na szarżujących. Forpoczta pułku wraz z dowódcą Mastalerzem została zmieciona seriami karabinów maszynowych. Ułani wycofali się za najbliższe wzgórze, tracąc ok. 25 zabitych i 50 rannych z ponad 200 szarżujących. Polegli m.in. pułkownik K. Mastalerz (pierwszy zabity dowódca pułku podczas wojny) oraz dowódca I szwadronu rotmistrz Eugeniusz Świeściak. W wyniku natarcia życie stracił również służący „pod Świeściakiem”, dowódca 2 plutonu podporucznik rezerwy Jerzy Dąmbski.
   Tak słynną Szarżę pod Krojantami relacjonował jej uczestnik, dowódca II szwadronu, rotmistrz Jan Ładoś: „Po okrążeniu łukiem długości około 10 km zaszliśmy na tyły wroga. Nie było z jego strony żadnych ubezpieczeń. Las kończył się wzgórzem, za którym ujrzeliśmy przedziwny widok. Batalion piechoty 800-900 ludzi biwakował na polance. Broń była złożona w kozły. Żołnierze chodzili, leżeli na trawie, palili papierosy, jednym słowem - majówka. A to dawało pełną szansę na zniszczenie beztroskich, biwakujących żołnierzy batalionu nieprzyjaciela szarżą i to natychmiast pojął rotm. Eugeniusz Świeściak i szablą dał mi znak, że szarżuje, momentalnie stojący za wzgórzem szwadron przeformował na plutony, plutony na sekcje, sekcje na harcowników. I ze wzgórza runął na polanę, na lewą część biwakującego batalionu. Ja postąpiłem tak samo, powtórzyłem te same rozkazy i z moim szwadronem może 3 lub 4 minuty potem runąłem na prawą część biwaku. Niemcy oporu prawie nie stawiali. Cięliśmy ich szablami. Usłaliśmy polanę ciałami Niemców zarąbanych, okaleczonych i stratowanych. Wszystko to działo się w ciągu kilkunastu minut. Niemcy uciekają w różnych kierunkach, przeważnie na lewo w stronę szosy, gdzie stały transportery, którymi ich tu dowieziono. Wtedy właśnie na lewo od szwadronu Świeściaka zobaczyliśmy pędzący poczet dowódcy pułku. Czy płk. Masztalerz śpieszył, by nas zebrać, czy chciał przeciąć drogę uciekającym do transporterów Niemcom, nie wiadomo. Nagle z pokładu transporterów rozległ się terkot cekaemu i cała seria pocisków skosiła poczet dowódcy pułku. Padli wszyscy trzej oficerowie: płk Masztalerz, adiutant Wacław Godlewski i ppor. Mlicki, ale rtm. Godlewski podniósł się, bo pod nim zabito tylko konia. Niestety padł na polu chwały płk. Masztalerz i ppor. Mlicki, a także kula niemieckiego cekaemu dosięgła bohaterskiego rotmistrza Eugeniusza Świeściaka, właściwego inicjatora szarży pod Krojantami, oraz zraniła w szyję por. Unruga. W tym czasie zastępcy dowódcy pułku majora Maleckiego w rejonie bitwy nie było. W tym stanie rzeczy ja zebrałem ułanów z obydwu szwadronów i poprowadziłem w las celem wykonania dalszego zagonu na Pawłowo. Jednak za chwilę dojechał do mnie ułan z rozkazem majora Maleckiego, aby powrócić tą samą trasą i udać się do rejonu miejscowości Rytel".
Szarża pod Krojantami - coroczna rekonstrukcja bitwy
    Wiadomość o śmierci Jerzego Dąmbskiego zastała w Wałyczu, żonę Aleksandrę i dwójkę ich dzieci: 8-letnią Krystynę oraz 5-letniego Aleksandra. Ofensywa niemiecka tymczasem nabierała tempa, a broniąca tych terenów polska Armia „Pomorze” została zmuszona do odwrotu. 1 września 1939 roku zdobyte przez hitlerowców zostały przygraniczne miasta Chojnice i Brodnica. Linii Grudziądz-Brodnica broniła wówczas Grupa Operacyjna „Wschód” pod dowództwem gen. bryg. Mikołaja Bołtucia, wchodząca w skład Armii „Pomorze”. Grudziądz bronił się zaciekle od pierwszego dnia wojny. 3 września oddziały 21 Dywizji Piechoty Wehrmachtu wdarły się do miasta jednak zostały wyparte przez polskie jednostki. Dopiero na drugi dzień przeprowadzono natarcie zakończone kapitulacją miasta. W nocy z 3 na 4 września GO „Wschód” wycofała się w kierunku Książek, Jarantowic i Wąbrzeźna. Kolejno do Wałycza i Niedźwiedzia przenoszono kwaterę główną sztabu. „Tymczasem władze nad majątkiem Wałycz przejęło wojsko. Główny sztab armii i jednostki pancernej mieścił się we dworze. Wszędzie były polowe telefony, przewody i mapy…” . 5 września 1939 roku zarządzono odwrót w kierunku Golubia, później Torunia i Kutna. Ostatecznie jednostki od 11 września wzięły udział w Bitwie nad Bzurą.
     Wraz z wycofaniem się sił polskich w kierunku Golubia, swoje gospodarstwa pozostawiła również ludność cywilna. Kiedy mieszkańcy dowiedzieli się o zbliżaniu wojsk niemieckich, spakowali swoje majątki na wozy drabinkowe i udali się w kierunku Rypina. Była to ludność wiejska, która w większości nie potrafiła pisać i czytać. Tym bardziej nie posiadała informacji na temat działań wojennych. Gdy dowiedzieli się o skali ataku, zrezygnowani zawrócili i po około dwóch dniach przybyli z powrotem do Wałycza. Potwierdzenie takiego wyjazdu znajdujemy również we wspomnieniach Krystyny Dąmbskiej: „Któregoś popołudnia zajechał przed dwór jakiś dziwny pojazd. Był to wóz drabiniasty, starannie wyłożony słomą i kocami oraz przykryty brezentową budą. (…) Ogromne było moje zdziwienie, kiedy nakazano nam do niego wsiąść pod opieką panny Wandy, a jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że mama miała pozostać w domu. Załadowano kosz z jedzeniem i po krótkim pożegnaniu ruszyliśmy w drogę.”
    6 września 1939 roku oddziały niemieckiej Grupy Armii „Północ” bez walk zajęły Wąbrzeźno i tego samego dnia doszły do szosy Brodnica-Toruń. Wcześniej zarówno miasto jak szosa prowadząca do Golubia Dobrzynia były kilkakrotnie atakowane przez niemieckie lotnictwo.  Nagle na niebie pojawił się samolot (…) Ludzie zatrzymali się …i nagle stałą się rzecz straszna. Samolot zniżył się nisko, tak nisko, że widziałam pilota, który z karabinu maszynowego zaczął do nas strzelać. Popłoch ogarnął ludzi. Słyszałam krzyki, jęki, ryk ranionego bydła, wycie psów.  Ciekawostką może być fakt, że tuż przed przybyciem oddziałów niemieckich do Wałycza, cała broń jaka była na wyposażeniu dworku, została ukryta w stawie, w parku."
    Bezpośrednio za przemieszczającym się wojskiem niemieckim, kroczyła tajna policja państwowa Geheime Staatspolizei nazywana od pierwszych liter Gestapo oraz członkowie Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (NSDAP), którzy osiedlali się na okupowanych terenach. Hitlerowcy uważając tereny Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski i Śląska za posiadłości niemieckie, wkroczyli do Polski z gotowym planem zlikwidowania inteligencji, a z pozostałych mieszkańców uczynienia niewolników Rzeszy. Posiadając sporządzone listy z nazwiskami m.in. lekarzy, adwokatów, urzędników oraz właścicieli majątków ziemskich, przystępowali do aresztowań, które kończyły się rozstrzelaniem lub obozem koncentracyjnym. Nierzadko dotyczyło to całych rodzin. Przez cały okres okupacji, przez III Rzeszę realizowany był również proces likwidacji narodu żydowskiego, obejmujący niespotykane wcześniej wymiary. Wałycz w momencie wkroczenia wojsk niemieckich zamieszkiwany był całkowicie przez ludność polską.
    Według relacji mieszkańców zaraz po zajęciu Wąbrzeźna, w Wałyczu pojawił się pierwszy oddział żołnierzy niemieckich, który zatrzymał się we dworku. Niedługo później pojawili się członkowie NSDAP nazywani osadnikami niemieckimi, którym następnie przydzielono gospodarstwa, wcześniej będące własnością Polaków. Brak jest jednoznacznych śladów, czy wywłaszczeni polscy właściciele tych gospodarstw ginęli w egzekucjach przeprowadzanych w Nielubiu, Łopatkach bądź Kurkocinie, gdzie w sumie zabito ponad 2500 osób. Z całą pewnością nie było to w przypadku Wałycza zjawisko masowe. Bowiem zgodnie z relacjami, mieszkańcy zostali zatrudnieni przez Niemców do pracy przy własnych gospodarstwach (…) Nie było tutaj wywozów do obozów pracy.  Wywłaszczeni gospodarze byli zatem przenoszeni do mniejszych gospodarstw, gospodarstw sąsiednich lub ostatecznie przydzielani do pracy na terenie własnego, zarekwirowanego gospodarstwa. Na pewno nie można stwierdzić, że praca należała do lekkiej i przyjemnej. Ludzie stracili swoje domy, za swoją pracę otrzymywali bardzo niską zapłatę, pracowali w ciężkich warunkach, jednak taki stan rzeczy pozwolił na przetrwanie trudnego okresu jakim była okupacja. 
Nielub: Miejsce zamordowania 8 Polaków, członków Polskiego Związku Zachodniego
    Zgoła inaczej sytuacja miała się we dworze. Jako właściciele ziemscy, rodzina Dąmbskich narażona była na represje i z całą pewnością znalazła się na liście nazwisk, których w posiadaniu było Gestapo. Zjawiło się ono w majątku, w połowie września z nakazem aresztowania nieżyjącego już Jerzego Dąmbskiego. Jeszcze wcześniej, zarząd nad majątkiem objęło starsze małżeństwo należące oczywiście do NSDAP. Zajęli oni dworek, a prawowitych mieszkańców przeniesiono do dwóch pokoi, jednego z budynków w podwórzu. Majątek sprawnie funkcjonował dalej, a stanowisko radcy-brygadzisty zachował prawdopodobnie Derebecki. Wraz z nasilaniem się niemieckich represji i coraz większą liczbą egzekucji rodzina podjęła decyzję o wyjeździe do Generalnej Guberni. Przy pomocy Wacława Dąmbskiego z majątku Winiary, w powiecie grójeckim, 9 maja 1940 roku udało się im przedostać z Pomorza na tereny Generalnej Guberni. Ostatecznie rodzina Dąmbskich trafiła do Warszawy. Wkrótce do dworku ponownie zawitało Gestapo, jednak osoby, które miały zostać aresztowane, były już daleko stąd. 
Generalne Gubernatorstwo 1941-1945

Serdeczne podziękowania dla Pani Krystyny i Aleksandra Dąmbskich za udostępnienie wspomnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz