Rok 1939 w dziejach Europy, ale przede
wszystkim Polski jest symbolem bodajże największej tragedii. Wybuch II wojny światowej
spowodowany agresją III Rzeszy Niemieckiej na Rzeczpospolitą Polską, zaczyna
bowiem okres sześciu lat, w ciągu których zginęło bardzo wielu żołnierzy a
jeszcze więcej cywilów. To w tym okresie ludobójstwo przybrało całkiem nowy,
potworny i niespotykany na taką skalę wymiar.
Traktaty pokojowe zawarte po I wojnie światowej w bardzo wąskim stopniu załagodziły sprzeczności pomiędzy
poszczególnymi państwami. Traktat Wersalski podpisany 28 czerwca 1919 roku,
dzięki któremu Polska powróciła na mapę Europy, ewidentnie ugodził w interesy
Niemiec oraz Związku Radzieckiego. To właśnie był jeden z pierwszych zgrzytów,
na jaki narażone zostały społeczeństwa Niemiec i Polski, którym przyszło
wspólnie funkcjonować w nowej rzeczywistości. Tereny uznane jako „niemieckie”, w tym właśnie Ziemia Chełmińska znalazły się w granicach państwa polskiego i mniej uprzywilejowana
dotychczas grupa „polska”, nagle zaczęła mieć decydujący głos. Niemcy natomiast
stali się mniejszością narodową. Animozje sięgnęły więc już początkom II
Rzeczypospolitej, a ich natężenie zwiększało się sukcesywnie po roku 1930.
Zarówno III Rzesza jak i Związek Radziecki
zyskali charyzmatycznych przywódców, którzy od początku mieli bardzo duże
ambicje terytorialne. Józef Stalin dążył do wywołania wojny pomiędzy Niemcami,
a krajami zachodnimi licząc, iż wykrwawionym tym konfliktem państwom szybko
narzuci reżim komunistyczny. Adolf Hitler z kolei spoglądając pożądliwym okiem
w kierunku krajów Europy Zachodniej musiał zapewnić sobie bezpieczeństwo przy
wschodnich granicach III Rzeszy. 23 sierpnia 1939 roku doszło więc do
podpisania pomiędzy tymi przywódcami paktu o nieagresji określanego od nazwisk
ministrów spraw zagranicznych „Ribbentrop-Mołotow”. Pakt ten zawierał tajną
klauzulę określając strefy wpływów obu państw na terenie Europy
środkowo-wschodniej. De facto oznaczało to plan IV rozbioru Polski.
Koncentracja wojsk niemieckich w
bezpośrednim sąsiedztwie granic Polski ostatecznie rozwiała wszelkie
wątpliwości. Wystąpienie zbrojne stało się już tylko kwestią czasu. Mimo, iż w
kraju od lipca prowadzone były ćwiczenia rezerwistów to pełna, powszechna
mobilizacja nastąpiła dopiero pod koniec sierpnia. Pod koniec lipca również
Jerzy Dąmbski jako podporucznik rezerwy został wezwany na ćwiczenia wojskowe 18 Pułku Ułanów Pomorskich w Grudziądzu. 26 sierpnia 1939 roku Pułk pod dowództwem
pułkownika Kazimierza Mastalerza wszedł w skład Zgrupowania „Chojnice”, którego
zadaniem było patrolowanie, rozpoznanie i ewentualna obrona północno-zachodnich
granic Polski przebiegających w sąsiedztwie Chojnic. Również pozostałych
mieszkańców wsi nie ominęła mobilizacja. Tak wspomina to Krystyna
Dąmbska, córka Jerzego Dąmbskiego: „Widziałam jak w kierunku pobliskiej
stacji kolejowej wyruszyła grupka mężczyzn i chłopaków wiejskich. Odprowadzały
ich zapłakane kobiety (…) Na przydrożnym drzewie widniało ogłoszenie
„Mobilizacja”.
1 września 1939 roku, bez oficjalnego
wypowiedzenia wojny, wojska niemieckie przekroczyły o świcie granice
Rzeczypospolitej, praktycznie na całej jej zachodniej, południowej i północnej
długości. Niemiecki plan ataku na Polskę przewidywał wojnę błyskawiczną, której
celem miało być przełamanie polskiej
obrony, a następnie okrążenie i zniszczenie głównych sił przeciwnika. Wojska
niemieckie miały przeprowadzić koncentryczne uderzenie ze Śląska, Prus
Wschodnich i Pomorza Zachodniego w kierunku Warszawy. Przygotowując plany
obrony dowództwo polskie nie przesunęło wojsk na linię Narwi, Wisły i Sanu, z
punktu widzenia wojskowego najkorzystniejszą, ale zgrupowało większe siły w
rejonach przygranicznych. Zdecydowano się na takie posunięcie z powodów
politycznych. Nie chciano bowiem oddawać bez walki Pomorza i Śląska, obawiając
się, że Niemcy po zajęciu tych terenów zakończą działania militarne
oświadczając, iż naprawione zostały w ten sposób „krzywdy” wyrządzone przez
Traktat Wersalski.
Agresja III Rzeszy na Rzeczpospolitą w dniu 1 września 1939 roku. |
O świcie 1 września 1939 roku na polskie
linie obrony zostało skierowane natarcie niemieckiej 20 Dywizji Zmotoryzowanej
pod dowództwem generała Mauritza von Wiktorina z XIX Korpusu Pancernego generała Heinza Guderiana. Natarcie zostało skierowane na Chojnice. Na południe
od miasta znajdowały się stanowiska 18 Pułku Ułanów Pomorskich z Grudziądza.
Dowódca Pułku pułkownik Kazimierz Mastalerz, po otrzymaniu rozkazu o
kontrnatarciu uznał, że atak czołowy na nadciągające jednostki nieprzyjaciela
jest niemożliwy. Postanowił więc, aby dwa szwadrony pułku obeszły skrzydło
nieprzyjaciela. Około godziny 19:00 polskie oddziały wychodząc z lasu na wschód
od miejscowości Krojanty, dostrzegły w niewielkiej odległości oddział niemiecki
w odpoczynku. Był to II Batalion Zmotoryzowany 76 Pułku Zmotoryzowanego z
wspomnianej 20 Dywizji. Natychmiast zapadła decyzja o wykonaniu szarży. Ułani w
pełnym biegu dopadli wroga, siekąc szablami uciekających. Jednakże Niemcy
szybko uporządkowali swoje szeregi i – kiedy szwadrony 18 Pułku w pościgu
wpadły na rozległą polanę – ostrzelały je od strony Chojnic niemieckie
samochody pancerne oraz granatniki, kładąc celny ogień na szarżujących.
Forpoczta pułku wraz z dowódcą Mastalerzem została zmieciona seriami karabinów
maszynowych. Ułani wycofali się za najbliższe wzgórze, tracąc ok. 25 zabitych i
50 rannych z ponad 200 szarżujących. Polegli m.in. pułkownik K. Mastalerz (pierwszy zabity dowódca pułku
podczas wojny) oraz dowódca I szwadronu rotmistrz Eugeniusz Świeściak. W wyniku
natarcia życie stracił również służący „pod Świeściakiem”, dowódca 2 plutonu
podporucznik rezerwy Jerzy Dąmbski.
Tak słynną Szarżę pod Krojantami
relacjonował jej uczestnik, dowódca II szwadronu, rotmistrz Jan Ładoś: „Po
okrążeniu łukiem długości około 10 km zaszliśmy na tyły wroga. Nie było z jego
strony żadnych ubezpieczeń. Las kończył się wzgórzem, za którym ujrzeliśmy
przedziwny widok. Batalion piechoty 800-900 ludzi biwakował na polance. Broń
była złożona w kozły. Żołnierze chodzili, leżeli na trawie, palili papierosy,
jednym słowem - majówka. A to dawało pełną szansę na zniszczenie beztroskich,
biwakujących żołnierzy batalionu nieprzyjaciela szarżą i to natychmiast pojął
rotm. Eugeniusz Świeściak i szablą dał mi znak, że szarżuje, momentalnie
stojący za wzgórzem szwadron przeformował na plutony, plutony na sekcje, sekcje
na harcowników. I ze wzgórza runął na polanę, na lewą część biwakującego
batalionu. Ja postąpiłem tak samo, powtórzyłem te same rozkazy i z moim
szwadronem może 3 lub 4 minuty potem runąłem na prawą część biwaku. Niemcy
oporu prawie nie stawiali. Cięliśmy ich szablami. Usłaliśmy polanę ciałami
Niemców zarąbanych, okaleczonych i stratowanych. Wszystko to działo się w ciągu
kilkunastu minut. Niemcy uciekają w różnych kierunkach, przeważnie na lewo w
stronę szosy, gdzie stały transportery, którymi ich tu dowieziono. Wtedy
właśnie na lewo od szwadronu Świeściaka zobaczyliśmy pędzący poczet dowódcy
pułku. Czy płk. Masztalerz śpieszył, by nas zebrać, czy chciał przeciąć drogę
uciekającym do transporterów Niemcom, nie wiadomo. Nagle z pokładu
transporterów rozległ się terkot cekaemu i cała seria pocisków skosiła poczet
dowódcy pułku. Padli wszyscy trzej oficerowie: płk Masztalerz, adiutant Wacław
Godlewski i ppor. Mlicki, ale rtm. Godlewski podniósł się, bo pod nim zabito
tylko konia. Niestety padł na polu chwały płk. Masztalerz i ppor. Mlicki, a
także kula niemieckiego cekaemu dosięgła bohaterskiego rotmistrza Eugeniusza
Świeściaka, właściwego inicjatora szarży pod Krojantami, oraz zraniła w szyję
por. Unruga. W tym czasie zastępcy dowódcy pułku majora Maleckiego w rejonie
bitwy nie było. W tym stanie rzeczy ja zebrałem ułanów z obydwu szwadronów i
poprowadziłem w las celem wykonania dalszego zagonu na Pawłowo. Jednak za
chwilę dojechał do mnie ułan z rozkazem majora Maleckiego, aby powrócić tą samą
trasą i udać się do rejonu miejscowości Rytel".
Szarża pod Krojantami - coroczna rekonstrukcja bitwy |
Wiadomość o śmierci Jerzego Dąmbskiego
zastała w Wałyczu, żonę Aleksandrę i dwójkę ich dzieci: 8-letnią Krystynę oraz
5-letniego Aleksandra. Ofensywa niemiecka tymczasem nabierała tempa, a broniąca
tych terenów polska Armia „Pomorze” została zmuszona do odwrotu. 1 września
1939 roku zdobyte przez hitlerowców zostały przygraniczne miasta Chojnice i
Brodnica. Linii Grudziądz-Brodnica broniła wówczas Grupa Operacyjna „Wschód” pod dowództwem gen. bryg. Mikołaja Bołtucia, wchodząca w skład Armii „Pomorze”.
Grudziądz bronił się zaciekle od pierwszego dnia wojny. 3 września oddziały 21
Dywizji Piechoty Wehrmachtu wdarły się do miasta jednak zostały wyparte przez
polskie jednostki. Dopiero na drugi dzień przeprowadzono natarcie zakończone
kapitulacją miasta. W nocy z 3 na 4 września GO „Wschód” wycofała się w
kierunku Książek, Jarantowic i Wąbrzeźna. Kolejno do Wałycza i Niedźwiedzia przenoszono kwaterę główną sztabu.
„Tymczasem władze nad majątkiem Wałycz przejęło wojsko. Główny sztab armii i
jednostki pancernej mieścił się we dworze. Wszędzie były polowe telefony,
przewody i mapy…” . 5 września 1939 roku zarządzono odwrót w kierunku Golubia,
później Torunia i Kutna. Ostatecznie jednostki od 11 września wzięły udział w
Bitwie nad Bzurą.
Wraz z wycofaniem się sił polskich w
kierunku Golubia, swoje gospodarstwa pozostawiła również ludność cywilna. Kiedy
mieszkańcy dowiedzieli się o zbliżaniu wojsk niemieckich, spakowali swoje
majątki na wozy drabinkowe i udali się w kierunku Rypina. Była to ludność
wiejska, która w większości nie potrafiła pisać i czytać. Tym bardziej nie
posiadała informacji na temat działań wojennych. Gdy dowiedzieli się o skali
ataku, zrezygnowani zawrócili i po około dwóch dniach przybyli z powrotem do
Wałycza. Potwierdzenie takiego wyjazdu
znajdujemy również we wspomnieniach Krystyny Dąmbskiej: „Któregoś popołudnia
zajechał przed dwór jakiś dziwny pojazd. Był to wóz drabiniasty, starannie
wyłożony słomą i kocami oraz przykryty brezentową budą. (…) Ogromne było moje
zdziwienie, kiedy nakazano nam do niego wsiąść pod opieką panny Wandy, a
jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że mama miała pozostać w domu.
Załadowano kosz z jedzeniem i po krótkim pożegnaniu ruszyliśmy w drogę.”
6 września 1939 roku oddziały
niemieckiej Grupy Armii „Północ” bez walk zajęły Wąbrzeźno i tego samego dnia
doszły do szosy Brodnica-Toruń. Wcześniej zarówno miasto jak szosa prowadząca
do Golubia Dobrzynia były kilkakrotnie atakowane przez niemieckie
lotnictwo. „Nagle na niebie pojawił się
samolot (…) Ludzie zatrzymali się …i nagle stałą się rzecz straszna. Samolot
zniżył się nisko, tak nisko, że widziałam pilota, który z karabinu maszynowego
zaczął do nas strzelać. Popłoch ogarnął ludzi. Słyszałam krzyki, jęki, ryk
ranionego bydła, wycie psów. Ciekawostką
może być fakt, że tuż przed przybyciem oddziałów niemieckich do Wałycza, cała
broń jaka była na wyposażeniu dworku, została ukryta w stawie, w parku."
Bezpośrednio za przemieszczającym się
wojskiem niemieckim, kroczyła tajna policja państwowa Geheime Staatspolizei
nazywana od pierwszych liter Gestapo oraz członkowie Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (NSDAP), którzy osiedlali się na okupowanych
terenach. Hitlerowcy uważając tereny Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski i Śląska
za posiadłości niemieckie, wkroczyli do Polski z gotowym planem zlikwidowania
inteligencji, a z pozostałych mieszkańców uczynienia niewolników Rzeszy.
Posiadając sporządzone listy z nazwiskami m.in. lekarzy, adwokatów, urzędników
oraz właścicieli majątków ziemskich, przystępowali do aresztowań, które kończyły
się rozstrzelaniem lub obozem koncentracyjnym. Nierzadko dotyczyło to całych
rodzin. Przez cały okres okupacji, przez III Rzeszę realizowany był również
proces likwidacji narodu żydowskiego, obejmujący niespotykane wcześniej
wymiary. Wałycz w momencie wkroczenia wojsk niemieckich zamieszkiwany był
całkowicie przez ludność polską.
Według relacji mieszkańców zaraz po
zajęciu Wąbrzeźna, w Wałyczu pojawił się pierwszy oddział żołnierzy
niemieckich, który zatrzymał się we dworku. Niedługo później pojawili się
członkowie NSDAP nazywani osadnikami niemieckimi, którym następnie przydzielono
gospodarstwa, wcześniej będące własnością Polaków. Brak jest jednoznacznych
śladów, czy wywłaszczeni polscy właściciele tych gospodarstw ginęli w
egzekucjach przeprowadzanych w Nielubiu, Łopatkach bądź Kurkocinie, gdzie w
sumie zabito ponad 2500 osób. Z całą pewnością nie było to w przypadku Wałycza
zjawisko masowe. Bowiem zgodnie z relacjami, mieszkańcy zostali zatrudnieni
przez Niemców do pracy przy własnych gospodarstwach (…) Nie było tutaj wywozów
do obozów pracy. Wywłaszczeni gospodarze
byli zatem przenoszeni do mniejszych gospodarstw, gospodarstw sąsiednich lub
ostatecznie przydzielani do pracy na terenie własnego, zarekwirowanego
gospodarstwa. Na pewno nie można stwierdzić, że praca należała do lekkiej i
przyjemnej. Ludzie stracili swoje domy, za swoją pracę otrzymywali bardzo niską
zapłatę, pracowali w ciężkich warunkach, jednak taki stan rzeczy pozwolił na
przetrwanie trudnego okresu jakim była okupacja.
Nielub: Miejsce zamordowania 8 Polaków, członków Polskiego Związku Zachodniego |
Zgoła inaczej sytuacja miała się we
dworze. Jako właściciele ziemscy, rodzina Dąmbskich narażona była na represje i
z całą pewnością znalazła się na liście nazwisk, których w posiadaniu było
Gestapo. Zjawiło się ono w majątku, w połowie września z nakazem aresztowania
nieżyjącego już Jerzego Dąmbskiego. Jeszcze wcześniej, zarząd nad majątkiem
objęło starsze małżeństwo należące oczywiście do NSDAP. Zajęli oni dworek, a
prawowitych mieszkańców przeniesiono do dwóch pokoi, jednego z budynków w
podwórzu. Majątek sprawnie funkcjonował dalej, a stanowisko radcy-brygadzisty
zachował prawdopodobnie Derebecki. Wraz z nasilaniem się niemieckich represji i
coraz większą liczbą egzekucji rodzina podjęła decyzję o wyjeździe do
Generalnej Guberni. Przy pomocy Wacława Dąmbskiego z majątku Winiary, w
powiecie grójeckim, 9 maja 1940 roku udało się im przedostać z Pomorza na
tereny Generalnej Guberni. Ostatecznie rodzina Dąmbskich trafiła do Warszawy.
Wkrótce do dworku ponownie zawitało Gestapo, jednak osoby, które miały zostać
aresztowane, były już daleko stąd.
Serdeczne podziękowania dla Pani Krystyny i Aleksandra Dąmbskich za udostępnienie wspomnień.
Generalne Gubernatorstwo 1941-1945 |
Serdeczne podziękowania dla Pani Krystyny i Aleksandra Dąmbskich za udostępnienie wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz